poniedziałek, 29 października 2012

Niebiesko...

Dopiero co jesień się zaczęła, a tu zima nadchodzi wielkimi krokami i trzeba będzie zmienić zabawę na: "zima w kolorach tęczy":) Moja córa pierwszy raz zobaczyła śnieg. Wpatrywała się z zaciekawieniem (wreszcie coś się działo na tym niebie, które ciągle musi oglądać z wózka), ale i badawczo, trochę nieufnie. Minki miała zabawne.
Wreszcie udało mi się zrobić wypad do Ikei. Bez męża, za to z koleżanką, no i nareszcie w odpowiednim tempie (czytaj ślimaczym) mogłam obejrzeć wszystko co chciałam. Oczywiście nakupowałam mnóstwo "niezbędnych" kuchennych akcesoriów. Ale co mnie zaskoczyło? - otóż pojawiły się ozdoby świąteczne! Nieco wcześnie, ale magia świąt zaczęła działać:) Jednak jeszcze się nie skusiłam na żadne typowo świąteczne zakupy, mimo że wystawili  kilka naprawdę ładnych rzeczy, jak np. śliczne papiery do pakowania prezentów.

Post miał być tematyczny, więc - niebieski na tapecie. Gdzie jak gdzie, ale najwięcej niebieskiego jest w mojej kuchni, w której można się z przyjemnością schronić, gdy na dworze zimno, deszczowo, jesiennie - zimowo.
Dokończyłam zabawę z moim regalikiem spiżarką. Przybył wieszaczek na kubeczki (własnoręcznie oczywiście zrobiony) i sweet kubeczki.


 

Zestaw książek i ciepły szal na jesienne wieczory przygotowany. Pozdrawiam cieplutko.

poniedziałek, 22 października 2012

Jesienne zmiany w moim domku.

Spodobało mi się robienie przetworów. Kojarzy mi się to z takim tradycyjnym prawdziwym domem. Robię więc słoiczki z musem dyniowym, aby córa poznała jej smak. A jesteśmy właśnie na etapie wprowadzania pokarmów stałych. Kaszkę mannę już poznała, jutro zaś dajemy marchewkę.
Wracając do dyni, w przerwie między kolejnymi słoiczkami, porządkuję zdjęcia, by pochwalić się kilkoma nowościami.
Mimo że córa wypełnia mi cały dzień - wieczory są dla mnie. I tak....
Wczoraj skończyłam firanki do kuchni. Są masakrycznie krzywe, ale jak się troszkę przymknie oko, to są właśnie takie, jakie chodziły mi po głowie od jakiegoś czasu.


 No i z zasłonkami mam komplecik.


Zdjęcia robione na świeżo i za dnia.


Do kompletu zrobiłam też serduszko.
Na parapecie wewnątrz już jesiennie, a na zewnątrz begonia szaleje.
Udało mi się też zrobić drugą lampkę. I zawieszkę. Zostają w kuchni. Pierwsza lampka dostała zaś nowy abażur, ale o tym potem.


Kącik netowo - czytelniczy ulega kolejnym metamorfozom, a regalik - spiżarka nabiera wreszcie kształtów, dzięki zasłoneczce, którą uszyłam kilka dni temu. Teraz jest większy porządek, ale mam jeszcze kilka pomysłów a propos tej spiżarki. Jak zrealizuję, to nie omieszkam ich zaprezentować.


Drugie pudełko z serduszkiem wymalowane i od razu znalazło zastosowanie - składuję tu moje ściereczki.


 Orzechy też znalazły tu miejsce, jak i moje krateczkowe zawieszki.





 W kuchni na razie tyle.
Przechodzimy do pokoju, który pełni funkcję sypialni, saloniku, miejsca rozrywki i pracy oraz dziecinnego pokoju. Trudno było to wszystko pogodzić, ale to sprawa tymczasowa, kuchnia raczej też, choć to troszkę bardziej skomplikowane. Pocieszam się tym, iż mam nadzieję, już "niedługo" poszaleję z urządzaniem domu. Ale wracając do wycinka pokoju z miejscem wypoczynkowym, przybyły nowe drobiazgi.
Na stronie tchibo.pl dojrzałam świeczniki w całkiem atrakcyjnej cenie. Już do mnie przybyły. Kolejne świeczniki zdekupażowałam sobie w różyczki. Do kompletu. No i zakupiłam różany abażur.
A wszystko prezentuje się tak...



Światła na jesienne wieczory nie zabraknie.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i mknę do spania, bo przede mną kolejna niedospana noc. Mimo wszystko uwielbiam swoją córeczkę:)

środa, 17 października 2012

Zielony i pierwsze koty za płoty

       Zabawa trwa. Dziś na tapecie zielony. Ciągle o nim myślę. A pracuję nad nim już od tygodnia.
I co ciekawe, jak mam w głowie dany kolor, to właśnie taka jest dla mnie jesień. Ostatnio była żółta i jakoś innych kolorów nie dostrzegałam. Teraz zdziwiłam się, że wokół jest nadal tak zielono. 
A codzienne spacery z córą i weekendowy dodatkowo z mężem i psiakiem zaowocował takimi zielonymi znajdami.



 Kiedyś już pisałam, że uwielbiam leśne dróżki. Mogłabym je fotografować non stop.





 No i winogronka z naszego ogródka.


A dziś udało mi się zrobić kolejne zdjęcie z serii Motyla noga:) Wyjrzało słoneczko i znowu się pojawiły. Ale dziś sceneria zielona.


Oprócz zielonego od pewnego czasu po głowie chodziła mi dynia.
W moim rodzinnym domu nigdy w menu nie występowała. A na waszych blogach ona cały czas gości . I tak mnie nęci, i tak kusi…
Aż stało się – kupiłam ją w moim ulubionym warzywniaku.
No i trzeba było się więc wziąć do roboty.
Mężuś podziabał, a ja pół wieczoru, kiedy córa już spała, ją „obrabiałam”.
Wykorzystałam też ostatnie jabłka z naszych jabłonek (niepryskane) i zrobiłam 3 słoiczki musu jabłkowo – dyniowego oraz  trzy jabłek z cynamonem. Przepis, niesamowicie prosty, znalazłam na blogu Ady.
Muszę tutaj podkreślić, iż po raz pierwszy robiłam przetwory. Trochę późno się zdecydowałam, ale jestem w sumie z siebie dumna, że wreszcie to zrobiłam i to jeszcze w tym roku. 




     Dziś natomiast zrobiłam przepyszną zupę dyniową. Naprawdę jestem pod wrażeniem jaki zrobił na mnie jej smak. Wcześniej myślałam: co, zupa dyniowa, blee. A tu proszę:)



W tle gotowe słoiczki.

Jeśli chodzi o przepis na zupę, to połączyłam kilka znalezionych w Internecie. 
I zrobiłam tak:
Ugotowałam udko kurczaka, doprawiłam. Pół małej dyni - obrałam, pozbyłam się miąższu i pestek, pokroiłam w kostkę. 
1 cebulę i 4 ząbki czosnku na masełku podsmażyłam, dodałam dynię, wodę, troszkę poddusiłam i przelałam do bulionu.  
Pogotowałam do miękkości, a potem, gdy ostygło, zmiksowałam. No i wyszła super. Polecam. 

Tak więc - pierwsze koty za płoty...:)

poniedziałek, 8 października 2012

Żółty i kilka moich "prac"

Ciąg dalszy zabawy ogłoszonej przez Anię - teraz wraz z córą poszukiwałam żółtego. I nie musiałyśmy daleko szukać, bo znalazł się w ogrodzie. Dziś wyjrzało słoneczko po pochmurnym poranku i prawie cały dzień spędziłyśmy na dworze. Oczywiście nie zapomniałam wziąć ze sobą aparatu.








Ostatnie dni miałam kreatywnie pracowite. Pomalowałam wreszcie moją tackę w serduszka i prezentuje się ona tak...


Stojaczek na ręczniki pomalowałam i "udekorowałam" już kiedyś. 

A ostatnio wspominałam, że maluję coś jeszcze. Otóż udało mi się zrobić lampkę. Pomysł znalazłam na przesympatycznym blogu Kasi, która opisała tutaj krok po kroku jak można stworzyć takie cudo. 
Trzon to oczywiście część starej lampy, którą teść wynosił już na śmietnik. Uratowałam ją w ostatnim momencie. Wyglądała tak...

Na podstawkę zużyłam zaś drewniany talerz do decoupage. A elektryczne wnętrzności i abażur zakupiłam w leroy merlin, gdzie sympatyczni panowie dwaj poznosili mi wszystko co trzeba, troszkę dziwnie się uśmiechając. Nie wierzyli, że robię lampę?

Najpierw ustawiłam ją w kuchni.




Widać jeszcze  moje nie zdekupażowane  na nowo pudełko.

Wieczorkiem zaś przeniosłam ją do pokoju.



Tu chyba lepiej wygląda. Zwłaszcza z różanym kompletem. Oprócz pudełka dorobiłam zawieszkę serduszko.


I znów zrobiło się różano - romantycznie, nastrojowo. W sam raz na jesienne wieczory.

piątek, 5 października 2012

Jesiennie, biało, różano…



     Powoli błękity w mojej kuchni przestają pasować do jesiennej pogody za oknem. Myślę powoli o zmianach. Na razie zmieniła się lekko dekoracja stołu.




Od dwóch dni zbieram i suszę orzechy. W tym roku nasze drzewko nieźle obrodziło. Obok wrzos, który dostałam w prezencie od dwóch przesympatycznych osóbek oraz herbatka z owoców leśnych w jesiennej filiżance.



Wczorajszy wieczór spędziłam pracowicie. Po pierwsze malowanie: pudełka z serduszkiem, które wreszcie do mnie przyszło. Czekam jeszcze na tacę. Po drugie malowanie pudełka, którego decoupagowy wzór już mi się znudził. Będzie coś z czerwienią. I po trzecie malowanie czegoś, o czym mam nadzieję niebawem napiszę.



Przy okazji nieco upiększyłam świecę na parapecie. 








 No, a po czwarte – szycie. Uszyłam poduszkę na mój ulubiony fotel bujany. Jest teraz różano - romantycznie. A do kompletu różana filiżanka.