niedziela, 17 września 2017

W górach z dziećmi.

Dokładnie pięć lat temu z kilkumiesięczną Mają pojechaliśmy do Szklarskiej Poręby, o czym pisałam na początku mojego blogowania, teraz powróciliśmy tu z kilkumiesięczną Różą i pięcioletnią Mają. Uważam, że to idealne miejsce dla dzieci w tym wieku. Karkonosze to góry, a właściwie górki (dla mnie prawdziwe góry do Tatry, które przeszłam wzdłuż i wszerz) - z trasami spacerowymi i na wózek, i na nosidełko, i na małe nóżki pięciolatki, są wręcz idealne.


Nastawialiśmy się bardziej na 3-4 godzinne spacery niż na wielogodzinne marsze. Wybieraliśmy
trasy, które zaczynały się w pobliżu hotelu. Takie, żeby w razie czego w miarę szybko i sprawnie wrócić.




Oczywiście wybór hotelu też był starannie przemyślany. Zdecydowaliśmy się więc na sprawdzony hotel Las.


Oferują tu śniadania i obiadokolacje w formie szwedzkiego bufetu, co przy ostatnio bardzo grymaśnej Mai, było częściowym wybawieniem (i tak wiele rzeczy było blee), a i my lubimy różnorodność na talerzu. Poza tym pokoje przestronne, z lodówką, z łóżeczkiem w ofercie (jednak Róża spała w wózku lub z nami), Maja miała swoje łóżko. No i w razie niepogody, hotel oferuje lubiane przez nas rozrywki: basen, bilard, ping - pong, salę zabaw dla dzieci (w tym roku raczej kącik, bo ją remontowali).


Róży jeszcze nie kąpaliśmy w basenie, ale towarzyszyła nam tam. Maja z kolei uwielbia basen, skoki do wody, nurkowanie, chodziliśmy więc codziennie. Po powrocie zapisałam ją na regularne zajęcia na basenie + nauka pływania.
Wakacje z kilkumiesięczniakiem właściwie były bezproblemowe, po prostu dostosowaliśmy je do jej potrzeb, ale też nie rezygnowaliśmy z tego co lubimy. Problemem były tylko posiłki. Róża jest na piersi, ale w restauracji chciała wszystko widzieć, marudziła więc kiedy leżała w wózku, trzeba było ją albo trzymać na rękach, albo jeść na zmianę.


Pogoda we wrześniu jest kapryśna. Było i słońce, ale czasem też popadało, jednak raczej pod wieczór jak już byliśmy w hotelu. Właściwie tylko jeden dzień był bardziej deszczowy, wykorzystaliśmy go więc na rozrywki jakie oferuje Szklarska Poręba. Muzeum Mineralogiczne - ciekawe miejsce z różnymi skamieniałościami i szkieletami dinozaurów oraz niesamowitą ilością minerałów, wszelakiej maści zachwycających kamieni. Drugi punkt programu tego dnia to Dinopark, który okazał się totalną porażką. Za półgodzinny spacer parkiem i pooglądanie dosyć dużych (podobno naturalnej wielkości) rekonstrukcji dinozaurów zapłaciliśmy 80 zl. Namioty w indiańskiej wiosce - to opuszczone i śmierdzące miejsca, plac zabaw i dmuchańce - nie do skorzystania, bo były mokre, przejazd kolejką i park linowy dodatkowo płatne. Wróciliśmy czym prędzej do hotelu. Być może nie trafiliśmy z pogodą i dniem tygodnia. Może w weekend byłoby więcej ludzi i atrakcji. Może zupełnie inaczej odebralibyśmy to miejsce w słoneczny dzień.


Mimo wszystko uważam te wakacje za udane. Na pewno powrócimy jeszcze do Szklarskiej Poręby i do hotelu Las (wpis nie jest sponsorowany). 


Na koniec jeszcze o kilku rzeczach, które nam się przydały.
Wyprawka Mai: softshell (zakupy w Lidlu), buty za kostkę (Smyk) - nie kupowałam jej butów typowo w góry, bo po pierwsze nasze wyprawy, to raczej spacerki po lesie, po drugie - chciałam, żeby jej się przydały te buty po mieście na jesień. Oczywiście parę koszulek i getrów oraz kostium kąpielowy.
Wyprawka Róży: nosidełko i wanienka turystyczna + sporo ciuszków, pieluchy (wiadomo), itd.
Wyprawka nasza: standardowe ubrania w góry, kurtki, termos, przegryzki na codzienne pikniki w lesie.


Bardzo się cieszę, że mieszkaliśmy na uboczu, tak że do samej Szklarskiej nie musieliśmy wjeżdżać. Nie przeszkadzali więc nam turyści, nie kusiły stragany z kiczowatymi rzeczami, nie ciągnęły nas kiepskiej jakości rozrywki (ach, ten nieszczęsny dinopark).
Byliśmy my i natura. Cudownie.

2 komentarze: