sobota, 29 września 2018

Moja/nasza jesień

Bardzo klimatycznie zrobiło się na wielu blogach, tak jesiennie. Mimo że lubimy lato z wszelakimi jego atrakcjami, to z niecierpliwością wyczekiwaliśmy jesieni. Przynajmniej ja. Bo takie półroczne lato to tak jakby odrobinę za dużo. Mamy szczęście mieszkać na tym właśnie kawałku Ziemi, który oferuje aż cztery pory roku. Każda jest pełna uroku, każda też po pewnym czasie się nudzi. Ja na razie delektuję się jesienią, tym co w niej najlepsze. 
W związku z nadejściem nowej pory roku pojawiło się w moim domu kilka milutkich jesiennych nowości. Kubeczki z Kik - herbata smakuje w nich wyjątkowo. Uwielbiam zwłaszcza tę z pieprzem, kardamonem i anyżem. Właśnie uzupełniłam zapasy.
Ponadto czeka na mnie całkiem pokaźny stosik książek. Mam naprawdę fajnie wyposażoną bibliotekę. Jedna z moich lektur, porusza większości znany, dla niektórych może zbyt oklepany temat - hygge.
Kolejny zakup to woski Yankee Candle. Mają faktycznie mocny konkretny zapach.
Do tej pory jak było troszkę chłodniej to wystarczał mi grubszy sweter. Jednak tej jesieni postawiłam na koce. Jeden z nich (100% bawełna) zakupiłam w Jysku, drugi dziergany znalazłam w Netto. Oba oczywiście w całkiem atrakcyjnej cenie. Oj, milutko jest poblogować pod cieplutkim kocem.
Ciepły kocyk, blask świec, dobra herbatka a do tego pyszne ciasto śliwkowe upieczone razem z córką. Czego można chcieć więcej. 
Teraz więcej czasu spędzamy w domu, trzeba więc ten czas jak najbardziej sobie uprzyjemnić. Nie rezygnujemy jednak jeszcze z długich spacerów, bo zawsze mamy coś do roboty.
 Zebraliśmy 251 kasztanów:)

Róża wciąż je przekłada z koszyka do muszli Bilibo.
Z Mają zaś badamy przyrodę wokół nas i tworzymy zielnik.

Poszukiwałam atlasu drzew takich najzwyklejszych, rosnących wokół nas. Najlepszą książką okazał się "Zielnik. Drzewa i krzewy liściaste" wydawnictwa Arkady. Opisane są w nim właśnie drzewa rosnące na każdym osiedlu, w każdym polskim parku. Informacje podane są przystępnym językiem, ponadto pełno tu różnych ciekawostek. Wszystkie trzy pozycje znalazłam oczywiście w mojej bibliotece.
Róża już jest taka świadoma otaczającej ją rzeczywistości. Nie protestuje gdy zakładam jej czapkę czy kurtkę, nawet sama pomaga wystawiając rączki. Zbiera liście i kasztany w naszej ulubionej alei kasztanowej. Cieszę się, że wreszcie nauczyła się chodzić, bo martwiłam się, że przypadnie nam nauka na czas pluchy i leżącego wszędzie błota. A tak to już sama drepta po leżące kasztany i przynosi Mai.
Zatem początek jesieni to u nas nowe zapachy, smaki i doświadczenia.

piątek, 21 września 2018

Pokój dziewczyn

Pokój Mai stał się już pokojem dziewczyn. Z nowości to przybyło tu tylko łóżeczko Róży. Reszta mebli została jak była. Zaszło za to wiele drobnych zmian. Nadal odchodzimy od różu, choć całkiem go zlikwidować nie chcę, bo jest uroczy i pasuje do pokoju "dziewczyńskiego". Obecnie to pokój czterech kolorów: bieli, szarości, różu i mięty.
Pozostawiliśmy jeszcze sofę z racji tego, że obecnie śpimy w tym pokoiku wszyscy. Niestety Róża jeszcze wybudza się w nocy i trzeba ją uspokajać. W przyszłości sofę chcę sprzedać i dokupić drugą część szafy (Pax Ikea) na ubrania Róży. 
Ten piękny alfabet pobrałam za darmo z internetu. Niestety nie mogę odnaleźć tej strony, żeby podlinkować:(
 Ukochane audiobooki Mai.






Poniżej kącik do spania Róży.

 Siostrzyczki:)
Aniołek kupiony na Targach Poznańskich na Jarmarku Bożonarodzeniowym strzeże dziewczyny.
Biurko jest u nas już od jakiegoś czasu. Jednak dopiero teraz wykorzystywane jest zdecydowanie częściej. Może to kwestia ustawienia, bo wcześniej stało przy łóżku i robiło za podręczną szafkę do wszystkiego. 

Na parapecie komódka na drobiazgi z Biedronki. Pod biurkiem skrzynia, którą wreszcie "obiłam" materiałem od środka i już nie wystają żadne elementy księżniczkowych sukien Mai, które tu przechowujemy.
Sofa, która nadal jest, choć plan był inny. Wszyscy jednak tu chętnie przysiadają.


 Na ścianie w ramkach wisi twórczość Mai. Czekam na trzeci obrazek, tymczasowo wisi plakat z cyframi.
Kącik Róży na książeczki i zabawki.
I łóżko starszej księżniczki.

 Ten piękny łapacz snów, który Maja dostała od swojej przyjaciółki na urodziny przeszedł drobną miętową metamorfozę.

Mimo że pokój może się wydawać nieco przeładowany meblami (ach, ta sofa), to mimo wszystko jest funkcjonalny: jest miejsce na zabawę - na dywanie, dziewczyny (zwłaszcza Róża) mają dostęp do swoich zabawek, można też tu wygodnie przyjąć małych gości:)


środa, 19 września 2018

Miętowa huśtawka

Ostatnio chodził za mną kolor miętowy. Maleńkie akcenty pojawiły się w salonie. Zaszalałam za to z tym kolorkiem w pokoju u dziewczyn. Miętowy zaczął wypierać tam róż. Ale znając życie lada chwila mi się znudzi. Na razie jednak cieszę się zmianami, bo miętowego w moim domu jeszcze nie było. Ostatnia miętowa rzecz jaka się u nas pojawiła to huśtawka dla Róży.
Trochę mi zeszło z metamorfozą, bo ciepłe dni spędzamy jak najwięcej na dworze, a wieczorami jestem tak padnięta, że na nic nie mam już siły.
Ale udało się i jest.

Przed metamorfozą wyglądała tak:

Taka sobie zwyczajna drewniana huśtawka. Do dostania na allegro za naprawdę niewielkie pieniądze.
Jak wyglądał proces metamorfozy?
Wystarczyło przemalować - farba Dekoral "Aromat mięty". Trochę czasu zajęło oklejanie sznura. A najlepiej malowało się jak była zawieszona.
Następnie produkcja frędzelków poszła dosyć szybko. W internecie jest mnóstwo porad jak je zrobić. Ja jeszcze dodałam drewniane korale, które miałam z naszyjnika (reszta korali służy Róży w tzw. montessoriańskim pudełku z dziurą). W tle "Mamma mia":) Tak więc przyjemnie się je robiło.
Frędzelki tylko poprzywiązywałam do huśtawki, oczywiście testując je czy wytrzymają ciągnięcie przez małe rączki Róży. Wytrzymały.
Uszyłam jeszcze raz dwa podusię. Na szczęście gąbka gdzieś tam była z niepotrzebnego kawałka materaca.

 I taki oto fajny gadżecik internetowy (ceny niebotyczne w sieci za podobne huśtawki) pojawił się i u nas.

A tu przeszczęśliwe dziecko, które zapewne kolor ma w nosie. Choć frędzelki od razu zwróciły jej uwagę:)