niedziela, 14 czerwca 2020

Po...

Na pewno był to czas niespodziewany, pod wieloma względami trudny - dla jednych bardziej, dla innych mniej. 3 miesiące w domu z dziewczynami. Z jednej strony to tak jak w wakacje. Jednak inaczej, bo strach, bo co to będzie i jak to dalej będzie. Ale człowiek to takie stworzenie, które się dosyć szybko adaptuje do nowych warunków. Co mnie pomogło? Żyć prawie jak do tej pory i spacery (których tak naprawdę nie zabroniono) - te krótsze, najbliżej domu i te dalsze, by mieć cały czas kontakt z przyrodą.
Wielkanoc, urodziny Róży i urodziny Mai spędziliśmy we własnym 4-osobowym gronie.
 
Rodzina towarzyszyła nam telefonicznie w tych wydarzeniach. Obok tortu stały zawsze włączone telefony i obie babcie śpiewały razem z nami 100 lat. Inaczej, ale też miło.
Nie wytrzymaliśmy w majówkę i udaliśmy się na drugi koniec Polski, by spędzić choć kilka chwil z rodziną.
W domu milion zabaw, ale ileż można, więc i nuda. Lekcje - początkowo jako ciekawe zajęcie, po jakimś czasie Mai obrzydły. Młodsza jednak "swoje lekcje" może robić ciągle. Świetnie zrobiona teczka dla trzylatka - "Mam trzy latka", wyd. Olesiejuk - była wybawieniem.
Do tego trochę innych kreatywnych zadań, oprócz audiobooków, które starsza może słuchać godzinami (zbawienny Empik:). Udała nam się literacka planszówka własnoręcznie wykonana. Ciekawe było też malowanie natury oraz wiele, wiele innych zabaw.
 
No i oczywiście nasze wycieczki - ucieczki na łono natury.
Jak dmuchać dmuchawce, gdy ta maseczka przeszkadza? Można ją zamienić na nosidełko dla przytulanki. Pomysłów bez końca.
 
 Jakoś tak wciąż ciągnęło nas nad wodę.
 Można sobie powyobrażać, że jest się nad morzem.
Drobne przyjemności pozwalały zapomnieć o "nienormalnym" czasie.
A gdy otworzyli kawiarnie...
I można już było do ogródka babci - odetchnęłam z radością i ulgą:)
A teraz tylko cieszę się z nadchodzącego lata

czwartek, 4 czerwca 2020

Poszukiwanie skarbów na Dzień Dziecka.

Rok temu na Dzień Dziecka dziewczyny (przede wszystkim Maja) poszukiwały skarbu w babcinym ogródku. Zeszłoroczny patent się sprawdził, więc w tym roku również wykorzystaliśmy ten pomysł. Zagadki, rebusy i "stara" mapa ukryta w różnych częściach ogrodu oraz, co najważniejsze - zakopany skarb, to niezbędne elementy niezapomnianej zabawy. 
Jak zorganizować "poszukiwanie skarbów"?
Po pierwsze trzeba znać teren, by w miarę dobrze rozrysować mapę. U nas sprawdza się ogródek babci, ale może to być kawałek lasu czy plac zabaw. Po drugie trzeba rozplanować która zagadka do czego ma prowadzić.
U nas na wstępie Maja dostała zadanie matematyczne:
 12+28+35+20+5=?
Po jego rozwiązaniu dostała kopertę z rebusem:
RADOM+ PTASZEK (Ra ptasz) - w domku odnalazła ukryty pierwszy kawałek mapy z zaznaczoną piaskownicą.
Pod piaskiem leżała koperta z następującym zadaniem:
"Tam gdzie wysoko i pełno much". Od razu zgadła, że należy się wdrapać na drzewo nad kompostownikiem. Tam koperta z kolejnym rebusem:
H+OKULARY+MAPA (kulary, maa). Na trampolinie została ukryta kolejna wskazówka:
"Rośnie i pachnie dzięki tobie". Majula od razu się domyśliła, że w zasadzonej niedawno przez nią lawendzie coś leży - drugi kawałek mapy, który prowadził do choinki. Pod nią leżała łopata, więc ... odkopała kolejną kopertę ze wskazówką:
"Stań tyłem do choinki, przodem do domu, zrób tyle kroków ile trzeba, aż dojdziesz do drzewa".
Pod drzewem czekała druga łopata i zakopany ostatni kawałek mapy. Złożone wszystkie razem dokładnie wskazywały miejsce zakopania skarbu.
Podział prac był satysfakcjonujący dla wszystkich: tata robił grilla, mama zdjęcia, Rózia bujała się na furtce, a Majula odkopywała skarb.
Co do zadań - robiłam je dzień wcześniej trochę na szybko. Chciałam przemycić do nich naukę czytania, liczenia i logicznego myślenia (oj, buntuje mi się to dziecię przed koronaedukacją domową). Poza tym mogłyby być trudniejsze, bo wszystko odgadła błyskawicznie.
Co było skarbem?
Maja znalazła "Sprytną plastelinę" (którą bardzo chciała dostać), grę, audiobook (który po ponad pół roku wreszcie doczekał się wręczenia) i kilka drobiazgów. Różyczka z kolei, która od kilku miesięcy marzy, by latać (ma już obiecany przelot balonem) dostała wróżkowe skrzydła, w komplecie ze spódniczką, różdżką i wiankiem oraz lalą wróżką + kilka drobiazgów.
Skrzydła i różdżka przeszły małą metamorfozę, by jako tako wyglądać (nie jak chiński badziew). Najważniejsze, że była nimi zachwycona i dzień w dzień zakłada je na spacery. W końcu marzenia się spełniają...:)
A kiedy robiłam ostatnie zdjęcie, Różyczka z płaczem przybiegła,wołając: "Ona nie może jeść babeczki! Ona nieee maaa takiej dużej paszczyyyy!"