Dzięki metodzie BLW moje młodsze dziecko nie dość, że samodzielnie zjada nawet zupki, to jeszcze przeważnie zjada wszystko. Jest niewiele rzeczy, których nie lubi. Wprost przeciwnie niż jej starsza siostra.
Potrafi sama ściągać rajstopy, zdejmować sweterek, zakładać spódniczkę, zwłaszcza kiedy jest nasz czas na tany tany.
Mój maluch ma wciąż (i na szczęście) jedną dwugodzinną drzemkę w ciągu dnia. Noce powiedzmy że przesypia. Raz ma lepsze, raz gorsze i wtedy muszę być obok i trzymać za łapkę aż znowu zaśnie. Zazwyczaj ja zasypiam pierwsza. Ale obie nie przepadamy za spaniem w jednym łóżku. Różuś preferuje zdecydowanie swoje łóżeczko i zasypia wtulona w swojego chomisia oraz ukochaną kicię, którą się nieodmiennie zachwyca (często w nocy, wydając piski zachwytu, jak by ją pierwszy raz widziała).
Jest bardzo komunikatywna. Dużo mówi, powtarza wszystko co usłyszy i robi to ze zrozumieniem. Cieszę się, że jest już w stanie mówić kiedy chce pić, jeść, co chce jeść, czy coś boli i wskazać co boli, mówi w co się chce bawić, albo opowiada co widzi lub słyszy. Najbardziej mnie rozczula, kiedy mówi do mnie "mamuś".
Lubi inne dzieci, ma już swoją koleżankę Agatkę, z którą dzieli się zabawkami lub jej zabiera.
Wpatrzona jest w swoją starszą siostrę, którą często chce naśladować. Lubi z nią tańczyć lub bawić się z chomiczkiem, choć chomiś tego nie wiedzieć czemu nie lubi (to nowy mieszkaniec naszego domu).
Ponadto Różuś lubi place zabaw. I to nie tylko ze względu na inne dzieci, które tam często spotyka, ale według mnie dlatego, że tam, robi rzeczy trudne i jej się to udaje. Jest odważna, nie ma lęku wysokości.
Najgorsze co można zrobić, to wołać za dzieckiem: "Nie wchodź tam, bo spadniesz". I jak ono w przyszłości ma pokonać Zawrat czy Rysy? Ja pozwalam jej na dużo, będąc w pobliżu w razie czego. W związku z tym, kiedy jeszcze nie umiała chodzić wdrapywała się na czworaka na drabinki, by z uśmiechem zjeżdżać z dużej ślizgawki. Nie wspomnę o minie zadziwionych mamusiek z gatunku tych ostrożnych.
Dziś zjeżdża sama z najwyższej zjeżdżalni i widzę, że sprawia jej to satysfakcję i kształtuje pewność siebie. Ale ma też swoje dziecięce lęki (choć starsza nigdy nie miała). Panicznie boi się Kajo, czyli Mikołaja. Mówi, że "Kajo przyjdzie" i w strachu przybiega do mnie się przytulać. A wszystko przez to, że Majula kiedyś ją tak nastraszyła i utkwiło jej to w główce.
Moja diagnoza brzmi: za dużo zabawek. Ale niestety pojawiają się one zewsząd. A to zostało mnóstwo po starszej siostrze, a to po dzieciach w rodzinie czy też po dzieciach znajomych, a to dziadkowie co i rusz coś kupują, choć teraz już mniej (po usilnych prośbach).
Staram się w miarę ograniczać stan posiadania zabawek, ale wciąż jest ich za dużo. Z drugiej strony wielu z nich szkoda wyrzucić/sprzedać/oddać, bo są na prawdę ładne i interesujące dla malucha. Jedyne co mi zostaje to rotacja: część zabawek chowam, pozostałą częścią córka się bawi. Po jakimś czasie wymianka.
Jakie zabawki od kilku miesięcy są u nas na topie?
Jedną z nich jest uroczy zestaw filiżanek i talerzyków z czajniczkiem (z Biedronki). Często urządzamy sobie "czas na kawkę".
Kuzynowi też się szalenie podobała ta zabawka. Ale niektóre mamy wiedzą, że chłopcom śmiało można kupić kuchenkę czy też właśnie zestaw kawowy. W końcu w kuchni też będą bywać, gdy dorosną. Chyba że wszystko będzie robić za nich mamusia, a potem żonusia.
A to mój zestaw, którym raczę się ze starszą córką (ona oczywiście kakao).
Kolejna fajna zabawka na ten wiek to warzywa do krojenia na magnes lub rzepy.
Jeśli chodzi o magnesy to super są magnetyczne puzzle z Djeco. Przydają się gdy ja gotuję obiad.
Z puzzlowych zabawek na topie teraz też u nas są zwierzątka z Tidlo. Różuś nieźle sobie radzi z dopasowaniem zwierzątek i nakarmieniem ich.
Lubi puzzle, układanki i sortery. Nazwy kształtów ma już całkiem nieźle opanowane, gorzej z trafieniem do odpowiednich otworów sortera. Jak już się niecierpliwi to po prostu podnosi przykrywkę i wrzuca jak leci.
Co jeszcze godnego polecenia? Nawlekanki, klocki jeżykowe, drewniane klocki, które trzeba nakładać na patyczki oraz testowana przed laty przez starszą siostrę Farma od Little Tikes (gdzie trzeba coś pokręcić, pociągnąć, nacisnąć, by pojawiły się zwierzątka, a co Różyczka opanowała do perfekcji. Zabawka pojedzie więc niebawem do młodszego kuzyna)
Różyczka ma swoje kredki stożkowe nakładane na paluszki, choć częściej korzysta ze zwykłych kredek Mai. Bo przecież musi tak jak siostra. Ale do pisania świetnie jej służy duży, w miarę prosty znikopis, przy którym oczywiście są też zwierzątkowe magnesy.
Zabawki w naszym domu nie są bezmyślnymi, jedynie święcącymi i wydającymi dziwne dźwięki plastikowymi koszmarkami. Gdyby córka była nimi zainteresowana to mielibyśmy takie, jednak nie jest. Ma zabawki, które uczą myślenia, rozwijają wyobraźnię i co ważne w jej wieku - uczą jej małe rączki coraz lepszej koordynacji. I co najważniejsze chętnie po nie sięga.
Jednak, największym hitem ostatniego tygodnia jest ta zabawka (zarówno dla starszej, jak i młodszej córki):
To zawieszony na sznurku (przy lampie) balon (wcześniej po prostu skarpetka), którego można pacać czymkolwiek, organizować mecze i zdobywać nim gole czy też z nim tańczyć, np. w ramach naszej codziennej popołudniowej godzinki taneczno - treningowej (tańce wspólne, trening mój - 6 Weidera).
No i powodzeniem też cieszy się wszystko co jest małe i można wsypywać, przekładać, np. guziczki do słoiczków, drobne zabawki do małych, najlepiej zamykanych pojemników.
Uff, można by wymieniać i wymieniać zabawki i zabawy - nie wspomniałam jeszcze o manipulacyjno - kreatywnych zabawach i zabawkach oraz książeczkach, ale to następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz