środa, 12 czerwca 2019

Lista celów, warsztaty kulinarne i takie tam...

Można żyć z dnia dzień i przyjmować wszystko co przynosi życie. Można też szczęściu dopomóc. Można samemu kształtować własne życie, wyznaczając sobie mniejsze i większe cele, a co najważniejsze realizować je. 
Do takiego działania zainspirowała mnie książka Edyty Zając oraz jej blog. Edyta stworzyła ogromną Listę celów i miesięczne Listy przeżyć. Obie formy mi się podobają, obie realizuję. I obie się sprawdzają. 
Co dają mnie?
Po pierwsze skłoniły mnie do refleksji jaki styl życia do mnie pasuje, co chciałabym zrobić tylko dla siebie (absolutnie nie "dla": czyli "pod wpływem" innych), jakie są MOJE marzenia (nie: instagramowych, blogowych osób). 
Po drugie realizując nieśpiesznie zadania bardziej koncentruję się na ich przeżywaniu, delektowaniu się nimi. 
Po trzecie - rozwijam się. Nie zdaję się na los, przypadek (aczkolwiek wielokrotnie wychodziło mi to na dobre), tylko świadomie wzbogacam swoje życie. 
Jednym z zadań na mojej liście były warsztaty kulinarne. A że mam sentyment do Włoch, padło na kuchnię włoską. I tak spędziłam wspaniałe cztery godziny na uczeniu się jak przygotowywać włoskie potrawy. Miałam też okazję jeść przepyszne dania, do których sama przyłożyłam rękę.
Gnocchi z zielonym groszkiem.
 
 Przepyszne ravioli ze szpinakiem
  Pizza pieczona na specjalnym kamieniu.
Zabajone z gruszkami i miętą. 
Gdyby nie lista przeżyć, to nadal zastanawiałabym się czy się zapisać, a może będzie kiepsko, a kto z dziećmi zostanie,  a może coś tam... - tysiąc wymówek. A tak - decyzja podjęta w jednej chwili i warto było. 

Warto się przełamywać, poszerzać swoje granice. Na przykład kiedyś nie przyszłoby mi do głowy, że w tym wieku mogłabym zacząć uczyć się jeździć na rolkach. I co się stało ostatnio? - z okazji Dnia Mamy dostałam stosowny prezent - i razem z siedmioletnią córką powoli trenujemy:)  Pożytek dwojaki: ja robię coś nowego i aktywnie spędzam czas z córką. 
Majowe początki - łatwo nie jest.

Kolejny cel z listy - regularnie (czyli kilka razy w roku) bywać w teatrze. Zajrzałam więc ostatnio na repertuar i wypatrzyłam przecudowną sztukę (oczywiście okazało się w trakcie, że przecudowna) - "Nowe szaty króla" w poznańskim Teatrze Animacji. Spektakl wprawdzie skierowany jest dla dzieci, ale śmiałam się i wzruszałam, razem z innymi widzami. 
Wspaniale zrobiona opowieść o kłamstwie i prawdzie, o materializmie i przyjaźni. 
Realizując marzenia, plany ze swojej listy, trzeba pamiętać, że nic na siłę. Czasem okazje same się pojawiają, trzeba tylko z nich korzystać. Na przykład całkiem niespodziewanie znalazłam się na koncercie De Mono. Akurat grali niedaleko. Przypomniały mi się studenckie czasy, kiedy skakałam i śpiewałam pod samą sceną. Tym razem też tak było, a co tam...:)

Same plusy takich list. Naprawdę mobilizują do działania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz